sobota, 13 września 2014

One shot - Attrait

Zanim napiszę coś o tym opowiadaniu, to zostałam nominowana do czegoś tam. Jako że już dawno minął czas, kiedy interesowałam się takimi rzeczami i nie bardzo wiem, o co chodzi, napiszę tylko, że dostałam nominację od DarkQueen. I jest to Nominacja Liebster Blog Awards (cóż za światowa nazwa, wow). Nie czaję za bardzo o co chodzi i jakoś nie bardzo mam ochotę się w to wdrążać, ale z tego co się dowiedziałam, mam odpowiedzieć na 11 pytań i nominować kolejne blogi, które odpowiedzą na moje 11 pytań. Jako że blogów w sumie nie czytam, to może znajdzie się tylko jeden, ewentualnie dwa, które mogłabym nominować, dlatego odpowiem tylko na pytania.
1. Co cię inspiruje?
Mój doskonały umysł, to w nim rodzą się wszystkie pomysły i często już tam zostają.
2. Czemu akurat ta tematyka?
Nie lubię się ograniczać i staram się pisać o wszystkim, co tylko przyjdzie mi do głowy, więc trochę durne pytanie.
3. Jakbyś opisała swoje życie.
Jakbym je opisała? Jakbym chciała je opisywać, to na pewno wyszłoby z tego coś cudownego i coś długiego. Tak mi się wydaje.
4. Czy miałaś kiedyś myśl, żeby przestać pisać.
Nie, nigdy.
5. Czy twoim zdaniem blogowanie jest ucieczką przed rzeczywistością, czy wręcz przeciwnie.
Myślę, że to zależy od indywidualnego podejścia. Dla mnie to żadna ucieczka.
6. Od czego jesteś uzależniona?
Od muzyki, papierosów i pisania.
7. Z czego potrafiłabyś zrezygnować, a z czego nie?
Potrafiłabym zrezygnować z wielu rzeczy, chociaż zależy też w jakiej sprawie. Na pewno nie zrezygnowałabym z marzeń oraz możliwości pisania. Jakiegokolwiek.
8. Posiadasz jakiegoś pupila?
Tak, psa i kota.
9. Jakie książki zazwyczaj czytasz lub jakie opowiadania na blogach?
Jeśli chodzi o książki, to każda która wpadnie mi w ręce i wyda się ciekawa. Blogów nie czytam w ogóle.
10. Czy twoi znajomi wiedzą o twoim blogu?
Tak, coś im tam mogłam wspomnieć.
11. Twoim zdaniem najlepsze promowanie własnej twórczości to…
Reklama, baner (Bruce?!), kolorowe przyciągające wzrok pierdoły. Niestety, taka jest rzeczywistość.
Nie nominuję nikogo. Amen.


Dobra, teraz mogę przejść do tego, co chciałam napisać. A raczej co bym napisała, gdybym miała nieco więcej siły i chęci. Rozdział wciąż nienapisany, kiedyś się w końcu zbiorę. Wszystko ostatnio się komplikuje. Nieważne. Miłego czytania i takie tam.



Prolog
Kiedyś, dawno, dawno temu, istniało nieznane dla zwykłego człowieka miasto, tętniące pełnią życia. Było ono położone w bajecznie kolorowej krainie. Była to kraina zwana Attrait. Było to niezwykłe miejsce i nie chodzi tu o samo jego położenie, gdyż nie znajdował się na żadnej ziemskiej mapie, nie chodziło także o to, że nikt, poza mieszkańcami, nie mógł tam wejść. Chodziło o sam wygląd tej krainy. Góry zrobione z kryształu, zielone pola, pełne niezwykłych roślin, sięgające wysoko drzewa o niebieskiej korze. Lśniące w słońcach strumyki oraz, w końcu małe miasteczko, nieopodal największej kryształowej góry. Było to miasteczko – na pierwszy rzut oka – zwykłe. Jednak przyglądając się mu baczniej można było dostrzec dziwne rzeczy koło domków. Przy jednym były łuki, strzały, włócznie, topory oraz zbroja. Przy drugim zioła, kwiaty, nasiona. Przy następnym buteleczki z nieznaną nikomu, oprócz właściciela, zawartością. Jeszcze przy innym leżały klatki różnej wielkości. Przy jednym zobaczyć można było jakieś dziwne zwierze, o długich, króliczych uszach, krótkich łapkach oraz puchatym, długim ogonem. Zwierzę nie było duże, wielkości małego kociaka. Jednak oczy, koloru miodu, osadzone były na końcu długiego pyszczka. Przy największym domku stali dwaj strażnicy, trzymając w potężnych dłoniach dzidy, zakończone metalowym ostrzem. Wartownicy byli ubrani w zbroję, zrobioną z jakiegoś wytrzymałego materiału w kolorze złota połączonego z fioletem. Byli dość chudzi, jak na wojowników. Smukła sylwetka i delikatna, jasna skóra w ogóle nie pasowała do obrońców. Oboje mieli też długie włosy, sięgające prawie do pasa, spod których wystawały spiczaste uszy. Były to Elfy. Tak właśnie wyglądali mieszkańcy tej krainy. Zwani byli Elfami Słońca, bądź Elfami Dnia. I jak na razie mieli tylko jeden cel: przetrwać, zaczętą parę tysięcy lat temu wojnę. Wojnę z ludem, podobnym do nich, jednak bardziej mrocznym. Ludem zwanym Elfami Księżyca, bądź, jak się domyślacie – Elfami Nocy.


Rozdział I
Było bezchmurne niebo. Słońce oświetlało całe miasto swoimi promieniami. Wszędzie pachniało nadchodzącym latem, a w powietrzu unosiły się pyłki kwiatów, od których aż kręciło w nosie. Był ranek. Nowy dzień przynosił kolejne niespodzianki dla mieszkańców. Z domków powoli wyłaniały się elfy. Niektórzy zaspani, przecierali oczy, bądź przeciągali się, ziewając. Cała grupka kierowała się w stronę strumyka. Niektórzy rozmawiali, śmiali się, inni szli zaspani, dając kierować się pozostały, a jeszcze inni po prostu szli, zagłębieni we własnych myślach. Przy samym brzegu, grupa rozdzielała się na dwie mniejsze. Elfy szły na prawo, a elfki na lewo. Tak właśnie wyglądał każdy poranek w Attrait. Przynajmniej tak powinien wyglądać. Przez toczącą się wojnę, nic nie było tu takie jak powinno być. Niby tak spokojna kraina kryła wiele mrocznych sekretów. Na ziemię padało wiele ciał zabitych, a ziemia spryskana była kroplami krwi, barbarzyńsko przelanej, na rzecz zwycięstwa. Spokojne czasy już dawno minęły, ale mieszkańcy chcieli zachować chociaż pozory normalności, wykonując codzienne czynności. Tak bardzo się starali, czasem im nawet wychodziło.
Dwaj strażnicy poderwali się, gdy drzwi, których strzegli, otworzyły się. Stanęli na baczność, patrząc przed siebie. Z domku wyszedł najstarszy elf. Miał jasne, prawie białe włosy oraz mętne błękitne oczy. Siwa broda sięgała mu do pasa. W ręku dzierżył kij, z magicznym kamieniem. Skinął na strażników, którzy od razu pokłonili się mu i odeszli. Elf odprowadził ich wzrokiem do strumyka, a potem sam skierował się w tamtą stronę. Tuż za nim wyszła postać o białych włosach i różowych oczach. Jej skóra była bledsza, niż innych. Była bardzo piękna. Długie włosy spływały delikatnie po jej sylwetce. Na nadgarstkach miała bransolety, a na szyi łańcuszek, na którym wisiał wisiorek. Był to wizerunek ptaka wykonana ze złota, lub czegoś podobnego.
Elfka rozejrzała się, a po chwili pobiegła w stronę lasu, znajdującego się za jej wioską. Była szybka, zręcznie omijała drzewa, jakby znała ścieżkę na pamięć. Dobiegła na skraj lasu. Kończył się on przepaścią. Spojrzała przed siebie, w oddali majaczył zarys skały. Niemal z rozczarowaniem powoli wycofała się. Po chwili jednak zawróciła, ponownie ruszyła biegiem w stronę przepaści. Odbiła się od skraju skały i skoczyła, zamykając oczy. Z wielką gracją wylądowała na ziemi. Uśmiechnęła się i spojrzała za siebie.
- Niczym ptak. – Usłyszała. Odwróciła się w stronę głosu, a jej oczom ukazał się inny elf. Jednak nie był z jej wioski. Miał ciemną skórę, a czarne włosy, łopotały za nim, targane wiatrem. Czerwone oczy patrzyły na nią z wyższością. Uśmiechał się. – Nie bez powodu mówią o tobie Feniks.
Podszedł do niej. Bardzo powolnym krokiem. Cofnęła się do tyłu.
- Nie powinno cię tu być. – ciągnął dalej. – To już nie jest twoje królestwo. Tutaj, właśnie w tym miejscu, zaczyna się moje królestwo! – Krzyknął kładąc nacisk na przedostatnie słowo. – Jeśli chcesz żyć, to uciekaj. Znaj łaskę księcia Nocnych Elfów. Znaj łaskę Tayau.
Odwróciła się szybko i gdy spojrzała na zarys skały zdała sobie sprawę, że bez rozbiegu nie przeskoczy tej odległości. Rzuciła ukradkowe spojrzenie na Nocnego Elfa.
- Skacz. – Wydał rozkaz.
Pewnie często je wydaje, pomyślała. Wahała się jeszcze przez moment, a potem najmocniej jak mogła odbiła się i skoczyła. Rozłożyła ręce, jak ptak skrzydła. Wylądowała i przetoczyła się na bok. Wstała pospiesznie i spojrzała ku przepaści, a potem bardzo powoli spojrzała na skałę przed sobą. Widziała zarys elfa. Patrzyła na niego przez chwilę, a potem odwróciła się i pobiegła w stronę wioski.
~*~
Król Elfów rozejrzał się, ale nigdzie nie zobaczył swojej córki.
- Czy ktoś ją widział? – Zapytał. Zaczynał się już martwić. Przyjrzał się swojemu ludowi, a oni pokręcili przecząco głowami. Westchnął.
- Pewnie znowu gdzieś pobiegła, panie. – Powiedziała młoda elfka, z lekkim uśmiechem.
- Zaczyna mnie martwić ta jej bieganina. Przecież wie, że trwa wojna. – Powiedział do siebie i pochylił się, by nabrać wody do naczynia.
- Ojcze! – Usłyszał i odwrócił się natychmiast. Zobaczył swoją córkę, biegnącą ku niemu.
- Aile, gdzie ty znowu byłaś?! – Zagrzmiał.
- Są tu! – Krzyknęła. – Nocne Elfy! Już tu są!
Głowy wszystkich zwróciły się ku Aile. Na ich twarzach malowało się przerażenie. Rozpętał się chaos. Elfki zaczęły uciekać do domków, by się ukryć, żeby przeżyć.
- Spokój! – Krzyknął Tristesse, przywódca. – Wojska, do broni! Musimy z nimi walczyć! Inni mają się schować.
Ruszył pewnym krokiem w stronę wioski. Aile ruszyła za nim.
- Córko, ty również masz się ukryć. – Powiedział sucho.
- Ale ojcze, ja też chcę walczyć.
Tristesse skinął na elfa idącego koło niego:
- Zaprowadź moją córkę do wioski. Niech się ukryje.
Elf ukłonił się i wypełnił rozkaz. Chwycił Aile za nadgarstek i szybkim krokiem ruszyli ku wiosce.
- To dla twojego dobra, Aile. – Powiedział cicho Tristesse. Westchnął i szybkim ruchem dobył miecza zza pazuchy. – Nie mogę cię stracić, tak jak straciłem Aimer.
Po chwili wojsko było gotowe. Na czele stał przywódca całego rodu. Obok niego znajdowali się dwaj najlepsi wojownicy, dzierżący miecze w dłoniach. Za nimi była piechota z orężem, na samym końcu jeźdźcy z włóczniami w dłoniach. Wokół całego wojska było dwudziestu łuczników. Wszyscy gotowi bronić swojej wioski, gotowi oddać życie, za to, co dla nich cenne, gotowi na swoje przeznaczenie.
Tristesse odwrócił się ku nim i przemówił:
- Wyruszamy na bitwę, by bronić Attrait! Nie możemy pozwolić im zawładnąć tą ziemią, naszą ziemią! Będziemy walczyć do końca, o to, co kochamy! Nocne Elfy to godni nas wrogowie, ale wiem, że możemy ich pokonać! Ruszajmy więc, by pokazać im, że wygrana należy do nas!
Po jego słowach wszyscy poczuli się zmotywowani, poczuli, że mogą wygrać. Wszyscy zgodnie krzyknęli „za Attrait” i podnieśli w górę broń.
Ruszyli.

Rozdział II
Strażnik zaprowadził Aile prosto do wioski, a potem kazał jej wejść do domu, zwracając się do niej z pełnym szacunkiem. Niechętnie weszła do środka. Rozejrzała się po wnętrzu, nie wiedząc, na czym skupić wzrok. Przeszła parę kroków, kierując się do swojej sypialni. Był to mały, zagracony pokoik. Na podłodze porozrzucane były księgi z zaklęciami, na łóżku zioła oraz naczynia, w których mogła sporządzać lekarstwa. Spojrzała na stół, a jej oczy zatrzymały się na leżącej tam kartce papieru. Podeszła do stołu powolnym krokiem i chwyciła kartkę w dłoń. Był to rysunek przedstawiający elfkę. Aile była do niej bardzo podobna.
- Mamo. – Szepnęła, i machinalnie jej dłoń zacisnęła się na wisiorku. – Wiem, że ty byś to zrozumiała. Wiedziałabyś, że muszę to zrobić.
Odłożyła rysunek i wyszła z pokoju. Skierowała się do wyjścia, stawiając stopy jak najciszej umiała. Przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując. Strażnik wciąż tam był, słyszała go. Odetchnęła głęboko parę razy. Wiedziała na co się pisze i była na to gotowa.
Nie będę siedzieć bezczynnie, pomyślała i szybkim ruchem otworzyła drzwi. Zerwała się do biegu, minęła strażnika, który zaczął ją gonić. Wiedziała, że zdoła mu uciec. Ruszyła w stronę lasu, a nikt nie znał tego terenu tak dobrze, jak ona.
- Aile, proszę wracaj! – Krzyknął za nią elf. – Twój ojciec mnie zabije!
Nie zatrzymała się. Biegła dalej jeszcze szybciej. Pokonywała tą samą drogę, co przedtem.
- Wietrze, ponieś mnie, daj mi skrzydła, uchroń mnie. – Zaśpiewała. – Góro, daj mi siłę skał, nie daj zwątpić, moc mi daj. Strzało, drogę wskaż, prowadź mnie…
Tym razem nie zawahała się skoczyć. Odbiła się od brzegu, rozkładając ręce, jak ptak. Wylądowała, podpierając się podłoża.
- Soleil, bogini dnia, chroń mnie, moja miłość…
- W tobie jest. – Usłyszała ostatnie słowa piosenki. Zerwała się natychmiast i ujrzała młodego księcia Elfów Księżyca.
Patrzył na nią z kpiącym uśmieszkiem, z wyższością w oczach.
- Nie wiedziałem, że taka istota, jak ty, tak ładnie śpiewa. – powiedział, a jego wyraz twarzy nagle zmienił się. Patrzył na nią, jak na coś obrzydliwego. – Skąd wiedziałaś, że wyruszamy na wojnę przeciwko twojemu ludowi?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na niego, bacznie obserwowała jego ruchy, jego mimikę.
- Jesteś córką króla, prawda? – zapytał, ale nie dostał odpowiedzi. Podszedł do niej i chwycił za podbródek. – Księciu należy odpowiedzieć.
Milczała. Spojrzał na nią z irytacją, puścił ją. Wycofał się tyłem, a panująca wokół mgła częściowo zasłoniła jego ciało.
- Brać ją. – powiedział książę. Rozległo się warczenie, a z mgły wyłoniły się dwa wilki. W żółtych ślepiach miały obłęd, a z pyska kapała im ślina. Aile zdążyła zobaczyć jeszcze spojrzenie Nocnego Elfa, gdy wilki rzuciły się na nią.
~*~
Tristesse potarł mokre od potu czoło. Widział już zbliżające się wojska wrogów. Był przygotowany na tę bitwę.
- Panie! – usłyszał, a gdy się odwrócił zobaczył biegnącego w jego stronę elfa. Był to ten sam, którego zostawił z Aile. – Panie! Aile… ona uciekła! – Wydyszał elf.
- Uciekła?!
- Starałem się, ale przecież wiesz, Panie, jak ona szybko biega. Przepraszam. – elf uklęknął, spuszczając głowę.
- To nie twoja wina. – powiedział Tristesse. – Przewidywałem, że Aile zrobi coś takiego. Ona idzie w ślady swojej matki…
- Panie, wojska Elfów Nocy są coraz bliżej.
- Wiem. Przygotować się do walki! – Krzyknął i podniósł miecz w górę. – Ruszamy!
~*~
Aile próbowała z nimi walczyć. Wilki jednak były bardzo silne i rozwścieczone, a ich umysły okrywała gęsta mgła, tak, że nie mogła się z nimi porozumieć.
Są opętane, pomyślała, uchylając się przed atakiem.
- Nawet nie próbuj używać na nich magii – odezwał się książę. – Są na to odporne.
Aile rzuciła szybkie spojrzenie na Elfa, jednak ta nieostrożność dużo ją kosztowała. Wilk rzucił się jej na plecy, zwalając z nóg. Uderzyła o ziemię, a na sobie czuła ciężar wilczego ciała.
Pomyślała w tej chwili, że umrze. Jednak na rozkaz księcia wilk odsunął się od niej.
- Daruję ci życie, jeśli pójdziesz ze mną – powiedział, wyciągając ku niej dłoń. Aile spojrzała na niego. Czuła ból po wilczych pazurach oraz po upadku, jednak nie okazała słabości. – Masz jedyną szansę na przeżycie.
Aile rozważyła propozycję księcia i po paru długich sekundach chwyciła jego dłoń.
- Grzeczna dziewczynka – powiedział Tuyau z kpiącym uśmiechem.
Z chęcią zmazałabym ci ten głupi uśmieszek, pomyślała Aile, wstając. Jednak będę miała jeszcze okazję to zrobić. Choćby i teraz.
Wyrwała dłoń i z zawrotną prędkością ruszyła do brzegu skały. Mgła była coraz gęstsza, przez co nie widziała przepaści. Biegła na wyczucie. Zamknęła oczy, słuchając. Zaledwie parę kroków przed sobą wyczuła kończącą się skałę. Już miała odbić się od podłoża, gdy w plecach poczuła niewyobrażalny ból. Upadła na ziemię, a jej ręce przy upadku nie natrafiły na nic. Spojrzała przed siebie i zobaczyła przepaść. Zdała sobie sprawę, że gdyby upadła metr dalej, byłoby po niej.
- Ostrzegałem cię – usłyszała głos Nocnego Elfa. Z trudem dźwignęła się na łokciach i spojrzała na niego przez ramię. W ręku trzymał łuk. Aile skrzywiła się, uświadamiając sobie, co to znaczy. W jej plecach tkwiła strzała, najprawdopodobniej z trucizną.
- Nie martw się, nie będziesz długo umierać – powiedział Tuyau, jakby czytając w jej myślach. – Ta trucizna działa szybko.
- Tato – wyszeptała.
- Twój tatuś nic ci tu nie pomoże. – Nocny Elf podszedł do niej. Postawił nogę na jej dłoni, miażdżąc ją. Aile zawyła z bólu. – Trochę szkoda zabijać kogoś takiego jak ty. Mogłaś być przydatna, ale cóż. Kaprys księcia.
Wyciągnął miecz zza pazuchy i przyłożył do jej szyi. Aile spojrzała na Tuyau pogardliwie, ale on tylko uśmiechnął się.
- Ostatnie słowo? – zapytał, przejeżdżając chłodnym mieczem po jej skórze.
- Owszem – powiedziała cicho. Elf zmarszczył brwi, ale nie przerwał jej. – Aider.
Tuyau prychnął i zamachnął się. 

1 komentarz:

  1. Hej,
    historia ciekawa, elfy i te klimaty mi się podobają, żal mi jej, i która strona wygrała, będzie jakaś kontynuacja czy na tym to się kończy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń