Dzisiaj krótko, bo nie mam siły na nic. Chciałam się w końcu zabrać
za napisanie rozdziału, albo chociaż spróbować go napisać, ale nawet nie bardzo
mam kiedy do tego przysiąść. Może w nowym miejscu, jak już się przeprowadzę
zdołam napisać kolejny rozdział. Spróbuję.
Sam
nie wiedział, jak to się dokładnie stało. Po prostu, od tak, bez powodu…
Stał
przed lustrem, ale mimo tego nie widział swojego odbicia. Bo przecież wampiry
odbić nie mają. Po raz kolejny przejechał palcami po tafli lustra.
-Co
tu robisz bracie? – usłyszał za sobą.
-Azarath.
– odwrócił się ku bratu. Zjawił się tu bezszelestnie.
Zobaczył
przed sobą ciemnookiego chłopaka. Był tego samego wzrostu, co on. W końcu byli
braćmi.
-Myślę.
– odpowiedział w końcu, ponownie spoglądając w lustro.
-Coś
cię martwi, prawda?
-Tak.
Ostatnio nie mam szczęśliwych dni.
-Zauważyłem.
-Pewnie
nie ty jeden.
Azarath
zignorował tę uwagę. Podszedł do brata i położył rękę na jego ramieniu, mówiąc:
-Mi
możesz się zwierzyć. Wiesz, że nikomu nie powiem.
-Wiem,
ale jednak zatrzymam niektóre rzeczy w tajemnicy.
-Jak
wolisz.
Azarath
zdjął z ramienia dłoń i odwrócił się.
-Pomyśl
nad tym. – dodał i odszedł. Raphael został sam z lustrem, które odbijało
jedynie ciemny korytarz za nim. Chłopak westchnął i pięścią uderzył w taflę
lustra. Szkło upadło na podłogę, a krew popłynęła z dłoni. Nienawidził luster…